Miłosierdzie Boże pozostaje z nami na zawsze, szczególnie w sakramencie pojednania. O roli kapłana – kapelana szpitalnego pisze ks. Mariusz Bernyś w swojej książce, której dał tytuł: „Potęga nadziei. Opowieść o cierpieniu człowieka i Miłosierdziu Boga”. Jest to nowa pozycja wydana w br. w Warszawie jako wydanie II. Wydanie I opublikowane przez wydawnictwo „Apostolicum” nosiło tytuł: „Szpital na Banacha” (wyd. w 2011 r.).

nadziejaNiektóre wątki dotyczące spotkań z chorymi przewijają się przez cały niemal czas, a inne mieszczą się na połowie strony, ale  ujmują głębię posługi wrażliwego i niemal charyzmatycznego kapelana warszawskiego szpitala. Przytoczę jeden obrazek:

„Czekanie przez całe życie. Bardzo się spieszyłem. Miałem jeszcze wielu chorych do odwiedzenia. Nie chciałem się już nigdzie dłużej zatrzymywać. Wszedłem do pokoju, w którym siedziała na łóżku pod oknem starsza elegancka pani i coś czytała. Miała bardzo smutny wyraz twarzy. Jakby czekała na kogoś, kto i tak nie przyjdzie, albo na coś, co i tak się nie zdarzy. Ale ona czekała. „Tak wygląda samotność” – pomyślałem. Często w życiu czekamy na coś bardzo ważnego, o czym marzymy, co pewnie już się nie zdarzy. A to czekanie jest przecież czekaniem na Miłość, a jednocześnie czekanie Miłości na nas.

    Miało się ku wieczorowi. Dzień się przełamywał. Była przyjemna pora. Ostatnie promienie zachodzącego słońca dochodziły do pokoju, w którym kobieta była sama.

- Czy przyjmuje pani Komunię św.? – zapytałem.

- Nie, wiele lat nie byłam u spowiedzi – odparła.

- A czy chciałaby się pani wyspowiadać?

- Nie, dziękuję, ja już się w życiu nie wyspowiadam.

„Usiądź na chwilę przy niej” – usłyszałem jakby wewnętrzny nakaz. Chwilę walczyłem ze sobą, bo jeszcze tylu ludzi czekało na mnie. „Czyż Ja nie porzucam całego stada, aby ratować jedną zagubioną owcę?” – przekonywał mnie głos w sercu. Usiadłem przy kobiecie.

- Dlaczego twierdzi pani, że już się w życiu nie wyspowiada? – zapytałem.

Kobieta, mimo mojego pytania, była do mnie przyjaźnie nastawiona. Widać było, że cieszy się, że usiadłem przy niej i że będzie miała okazję choć przez chwilę zapomnieć o samotności. – To niech mi pani opowie całe swoje życie – zażartowałem i uśmiechnąłem się do niej.

Kobieta przyjęła te słowa jako wyzwanie i zaczęła pięknie mówić o swoim życiu… Czułem, że to nie ja słucham, ale słucha we mnie Chrystus. Cieszyłem się w duchu, że jest z nami, że tak pięknie i delikatnie przyszedł do niej. Kobieta mówiła niezwykle szczerze o bólu, cierpieniu, o swoich grzechach, opowiedziała całe swoje życie… Wstrzymałem oddech, by wysłuchać cierpliwie do końca. Po czym powiedziałem:

- Proszę pani, nie wiem, czy pani zauważyła, ale pani już się w tej chwili wyspowiadała, przecież wyznała pani przede mną wszystko.

- Rzeczywiście, wszystko księdzu wyznałam. Jak ksiądz to zrobił?

To była chwila jak w Emaus. Jej oczy, które były na uwięzi, nagle przejrzały. Ona wcześniej podjęła decyzję, że się nie wyspowiada. Myślała, że nie da rady. A Jezus przyszedł do niej z taką delikatnością, jak do uczniów w Emaus, do Marii Magdaleny, do Piotra, którego zapytał tylko o miłość. W jednej chwili skruszył wszelki opór w sercu i poczuła się tak, jakby kamienny głaz spadł z jej duszy.

…Gdy wychodziłem z pokoju, kobieta krzyknęła: - To jest najszczęśliwsza chwila w moim życiu.

Dla mnie to też była szczęśliwa chwila rozpoznania czasu nawiedzenia Pana. Ocal we mnie Panie, na zawsze każdą chwilę Twojego nawiedzenia. Na taką chwilę kobieta ta czekała pięćdziesiąt lat”.

fragment artykułu z naszego biuletynu

autorka: członkini instytutu